Walka o swoje prawa

Zbliża się okres urlopowy, więc opowieść jak najbardziej „na czasie”. Może pomyślicie, że to niemożliwe, albo nierealne, a jednak … i takie rzeczy dzieją się w obliczu Temidy … całe szczęście, TA nie do końca jest ślepa … 
„Historia jakich wiele w sądach … zwyczajnie podpadniesz komuś, albo chcą cię pozbawić stanowiska, albo przenieść, albo zamęczyć … dlaczego?, bo mogą….. oto MOJA historia z pracy w tej zaszczytnej instytucji jaką jest sąd ...
… powrót z urlopu do pracy to zawsze wielka niewiadoma -  co zastaniemy, ile zaległości trzeba nadrobić, jakie zarządzenia wykonać, co z szafy się wysypie, co już jest po terminie, bo przecież nikt w tym czasie mojej pracy nie zrobił.


Otwieram szafy, biurko, uruchamiam program, próbuję dokonać przeglądu sterty dokumentów, ale już dzwonią telefony, więc w sumie to nie przeczytam ich dzisiaj. Mija godzina, a ja ciągle staram się porozkładać pracę, której nikt nie zrobił podczas urlopu,  odbieram kolejny telefon i nagle słyszę, że wzywa mnie Dyrektor. Tysiące myśli w głowie, zastanawiam się co mogło się stać, że sam Dyrektor wzywa…, ale nigdy, przysięgam przenigdy nie przypuszczałam, że za chwilę mój świat runie jak domek z kart.


Gabinet i wszyscy święci, tj.: dyrektor, kierownik kadr i nawet sam prezes, na sam widok nogi się uginają, a serce łomocze, zanim doszłam blada do krzesła już głowa przeanalizowała sytuację – JEST ŹLE - choć nie mam pojęcia co się stało …


Dyrektor, w tym całym otoczeniu ludzi, bez ogródek i wstępu zaczyna tyradę i mówi o ciężkim naruszeniu obowiązków pracowniczych, zadaje pytania, kadrowa spisuje protokół, czyli treści dyktowane przez dyrektora, ja nie mam wpływu na to co jest tam zapisane, prezes ze swym uśmiechem spogląda złowieszczo jakby nieco drwiąco, a ja próbuję zebrać myśli, powiedzieć coś w swojej obronie, skojarzyć sytuację i nic tylko ciemna dziura, rozkołatane serce, poczucie upokorzenia. Zdołałam tylko wykrzesać z siebie zduszonym głosem, że do zarzutów ustosunkuję się pisemnie. Wróciłam do pokoju, usiadłam przy biurku kompletnie zdruzgotana i oszołomiona … STRES … PRAWDZIWY STRES …, koleżanki pytają co się stało, a ja nie potrafię wydobyć z siebie słowa, nie mówię nic, robota nie idzie, nie mogę się skupić … szczypię się w rękę, może ja jeszcze śnię, może to tylko sen, że wróciłam do pracy z urlopu, bo przecież to nie może być prawda … niestety szczypnięta ręka boli, więc to nie sen!!! 


Jak to, ja? … pracownik doświadczony, nagradzany, doceniany, z najwyższymi ocenami od lat dziś staje się ofermą losu???, która narusza obowiązki pracownicze….???


Powrót do domu nawet nie wiem jak minął, nie pamiętam tej drogi, tysiące myśli w głowie co robić?, kto pomoże? i to cholerne poczucie bycia nieudacznikiem, mojej zniszczonej reputacji – nie ukrywajmy, takie informacje w sądach rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, a tam przecież była cała grupa osób … w końcu resztkami sił wykonałam jeden telefon (jak później się okazało najważniejszy dla mojej przyszłości) … do przyjaciół – związkowców. Płacząc opowiadam co mnie spotkało i wreszcie jakaś iskra nadziei, bo po drugiej stronie usłyszałam „Głowa do góry, damy radę, nie jesteś sama”. Wspólnie napisaliśmy wyjaśnienia, obszerne wyjaśnienia, pomoc prawna od związku była bezcenna, zwłaszcza, że samopoczucie w takiej chwili sprawia, że masz ochotę zniknąć. Złożyłam wyjaśnienia, ale jeśli powody ukarania nie są właściwe, to nie ma to znaczenia przecież, więc oczywiście dostałam wezwanie do Dyrektora i … nałożenie kary porządkowej. Jak przez mgłę pamiętam jakieś pouczenie, że mogę w ciągu 7 dni złożyć sprzeciw. Ok. … sprzeciw, ale do kogo? DO PRACODAWCY. 


W głowie tysiące myśli co robić, składać sprzeciw, czy nie? Jak złożę - będzie tylko gorzej (tak wtedy myślałam) może więc z pokorą przyjmę karę, to tylko rok, zatrze się, zniknie z akt osobowych, ale nie będzie nagród … no i moja opinia w sądzie legła w gruzach, nie mówiąc o moim samopoczuciu, czuję się jakby nieprzydatna zawodowo. A z drugiej strony pojawia się bunt – dlaczego?, przecież nic nie zrobiłam!!! Znowu telefon do związków, referuję zdruzgotana, ale i przestraszona – wspólne rozmowy i decyzja – składam sprzeciw, choć wewnętrznie czuję jakiś bezsens, bo przecież pracodawca nie zmieni zdania, on swoją decyzję podjął już na samym początku i żadne argumenty nie trafią – no i miałam rację, bo nietrudno jest przewidzieć celowe działania - sprzeciw zostaje oddalony, a kara utrzymana w mocy. 


A jednak przyjaciele -związkowcy mówią – WARTO, nie poddawaj się, potem jest jeszcze droga zaskarżenia do sądu. Sprzeciw oczywiście nie został przez dyrektora uwzględniony, więc kolej na pozew. Pozew trafia do sądu, w którym pracuję, sędziowie wyłączają się, Sąd Okręgowy wyznacza sąd równorzędny do orzekania. Czas biegnie, w końcu rozprawa. Stanęłam Twarzą w Twarz z Dyrektorem, ale nie sama, obok miałam adwokata i drugiego pełnomocnika - Przewodniczącą związku zawodowego, który mnie reprezentuje. Czułam stres, ale i poczucie bezpieczeństwa. Pierwsza instancja wygrana - Sąd uchyla kary porządkowe, ale to nie koniec, bo Dyrektor składa apelację i znowu czekanie. Sąd drugiej instancji oddala apelację – a najcenniejsze, sąd w motywach wyroku stwierdza, że nakładanie kar porządkowych przez pracodawcę było wręcz nękaniem. 


Półtora roku, bo tyle to trwało, ale opłacało się. Półtora roku, a dla mnie chyba z 10 lat, ale … odzyskałam reputację i poczucie swojej godności jako pracownika. 


To tylko część mojej historii – reszta o wiele trudniejsza jeszcze trwa, opowiem jak znajdę siłę - poszłam inną drogą niż większość z pracowników sądów, rozpoczęłam walkę, choć już na początku nie była równa. Pełna stresów i lęku, ale udowodniłam, że jestem niewinna, że kary to „reperkusje” stosowane przez prawodawcę. Po drodze nie byłam i nie jestem sama, bo obok jest brać związkowa. Bez ich pomocy nie miałabym sił i tyle odwagi na stawienie czoła silniejszemu w narzędzia – dyrektorowi, ale tak naprawdę słabszemu, bo po swojej stronie ja miałam PRAWDĘ.


Wyroki uchylające kary porządkowe spowodowały, że nagrody których zostałam pozbawiona  (bo przecież według dyrektora zostałam ukarana) zostały po uprawomocnieniu wyroku wypłacone, a to przede wszystkim zasługa zarządu związku, który mnie reprezentuje. Pytacie dlaczego? Otóż zasady przyznawania nagród muszą być ustalane ze związkami działającymi w danym sądzie, negocjacje były trudne, ale pojawił się zapis, że po uchyleniu kar przez sąd nagroda zostanie wypłacona. 


Dlatego moi drodzy warto należeć do AR PRIM, ON nigdy nie zawiedzie, zawsze pomoże, wesprze i  będzie przy Tobie. 
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               „Weronika”


Od redakcji: 
Czasami wydaje nam się, że walka o SWOJE PRAWA, to „zawracanie rzeki kijem”, czasami, że „walka z wiatrakami”, że „nic się nie zmieni”, że „będzie lepiej jak nie podniesiesz głowy”, ale tak nie jest. Jak mawiają „nic w przyrodzie nie ginie”, a sprawy nierozwiązane – powracają ze zdwojoną siłą. Tak więc wystarczy, że masz wokół siebie ludzi, którzy wierzą w ciebie, w twoją prawdę, wesprą cię, podadzą rękę … bezinteresownie poświęcą swój czas. Teraz już wiesz czytelniku, gdzie iść. Pozdrawiam i niezmiennie czekam na „Twój Dzień”.